Zimowe wakacje w St.Jakob im Deferregen (Austria)

Magiczne miejsce, być może dlatego, że pierwszy nasz pobyt w styczniu 2014 został przedłużony wskutek stanu kryzysowego, wywołanego lawiną. Odcięła nam drogę powrotu, zasypując zwałami śniegu kilkusetmetrowy odcinek jedynej szosy, łączącej Huben ze Staller Satel.

Wtenczas jedynym środkiem komunikacji był helikopter, ale wcale nie myśleliśmy o ewakuacji, czekając cierpliwie na otwarcie szlabanów. Walka ze śniegiem trwała 3 doby, podczas których byliśmy gośćmi hotelu „Alpenhof”. Przemiła obsługa przedłużyła nam pobyt, gdyż i tak żaden nowy gość nie mógł dojechać, aby skorzystać z zarezerwowanych miejsc. Nasza polska grupa liczyła wówczas 6 osób, odcięci od świata byliśmy w stałym kontakcie z polskim konsulem i TVN-24. Ale to już historia…

W kolejnych latach zespół nasz się rozrastał systematycznie. W 2015 byliśmy w gronie 14 osób, w 2016 liczba ta wzrosła do 22. Zainteresowanych pobytem w roku 2017 było już 34 osoby, a w ubiegłym tygodniu osiągnęliśmy rekordową liczbę 40 uczestników. Tę rosnącą popularność zawdzięczamy właśnie magii naszej ulubionej miejscówki. Jest ona poza głównym nurtem popularnych kurortów narciarskich. Niezmiennie urzeka nas ciszą, spokojem oraz atrakcyjną infrastrukturą, służącą miłośnikom sportów zimowych. Do dyspozycji są bardzo dobrze przygotowane i urozmaicone trasy biegowe, a obok nich ścieżki dla spacerowiczów. W odległości 800 m od hotelu jest stacja narciarska, do której wahadłowy dojazd zapewnia mikrobus hotelowy z przemiłym polskim kierowcą Mariuszem.

 

Do dyspozycji narciarzy i snowboardzistów jest gondola, wyżej wyciągi krzesełkowe i jeden orczyk, pozwalające docierać na wysokość ok. 2,5 tys. m. Trasy świetnie przygotowane i …puste. Jeżdżą tylko „lokalsi” i goście hotelowi pobliskich miejscowości. Nikt z zewnątrz tu nie dojeżdża, mając do dyspozycji inne, bardziej atrakcyjne miejsca, choćby „Grossglockner”, położony w naszym sąsiedztwie, ok. 26 km od nas.

 

Trasy w St. Jakob im Deferregen zadowalają początkujących, ale i bardzo dobrych narciarzy. Załączony film ilustruje w pełni ich walory.

Miejscowa infrastruktura w prosty sposób klasyfikuje swoich użytkowników. W naszym przypadku utworzyło się kilka podgrup: narciarze alpejscy i snowborderzy (2 osoby), narciarze biegowi, spacerowicze, amatorzy zjazdówek i biegówek, łączący te dwie dyscypliny, wreszcie pozostali, wykluczeni z czynnej formy rekreacji poprzez swoją chwilową niesprawność bądź niechęć do jakiejkolwiek formy ruchu, oprócz przysłowiowego „nakręcania zegarka”. Jednym z walorów organizacji naszej społeczności jest brak przymusu do czegokolwiek, nawet do spożywania alkoholu. Więc każdy może się poruszać wedle swojego „rozkazu” i własnych potrzeb. Co nie znaczy, że nie posiadamy żadnego programu. Jego zarys określany jest każdego dnia, co pozwala nam uczestniczyć zarówno we wspólnych zajęciach sportowo-rekreacyjnych jak i rozrywkowych, odbywających się w godzinach wieczornych.

Dzienny rytm wyznaczany jest stałymi godzinami posiłków, oferowanych w ramach pakietu „all inclusive”. Mamy do dyspozycji 3 posiłki: śniadanie (7:30 – 10:00), potem lunch (14:00 – 16:00), na koniec kolacja (18:30 – 20:30). Od godziny 10:00 do 22:00 w lobby hotelu jego goście mają do dyspozycji bar, oferujący desery, napoje, włącznie z tymi podnoszącymi ciśnienie. Świetna kuchnie, smaczne desery, miła i profesjonalna obsługa!

 

W piwnicach hotelu dostępne: basen, rozmaite sauny, nocny klub (również all inclusive), gabinety masażu (opcjonalne) oraz 2 narciarnie.
Uzupełnieniem oferty hotelowej są usługi przewodników i trenerów, podczas wycieczek lub zajęć sportowych dla młodzieży i dorosłych (narty biegowe, rakiety śnieżne), zaś profesjonalna przedszkolanka zapewnia wiele atrakcji dzieciom, pozostawionym pod jej opieką w specjalnym pokoju zabaw.

Zapewne czytelnik niniejszego „podsumownia”, poznając walory tego miejsca, domyśli się, że trudno nam wszystkim będzie myśleć o przeniesieniu się do innych ośrodków w kolejnych latach. I tak chyba już zostanie, do „wyczerpania naszych możliwości” – myślę o siłach, sprawności i możliwościach komunikacyjnych. Jesteśmy grupą w miarę jednorodną pod względem wieku. Prawie wszyscy kręcimy się wokół zielonej, sztywnej karty wydanej przez ZUS, co sprawia ogromną dumę, że pomimo czasami bardzo dojrzałego wieku, cieszymy się werwą, temperamentem i radością, szczelnie wypełniając czas licznymi zadaniami. Kończąc tygodniowy pobyt, utyskiwaliśmy wręcz na brak czasu na dłuższe rozmowy, tym bardziej, że nie wszyscy pozostajemy ze sobą w codziennych kontaktach.

Wszystkim uczestnikom naszego zgrupowania bardzo dziękuję za obecność i ogromną kulturę. Podkreślili ją wszyscy pracownicy Alpenhof-u, twierdząc, że drugiej tak miłej i zgranej grupy nie mieli nigdy! Dlatego już dziś kierują do nas serdeczne zaproszenie na rok następny.

Dziękuję Zbyszkowi za pomysł organizacji Dnia Kobiet, wysiłek w przygotowaniu niespodzianek, które były tak miło przyjęte przez nasze panie. Jędrkowi za dyscyplinowanie uczestników w punktualnym rozpoczęciu naszych imprez.

Wreszcie dziękuję za cierpliwość podczas zajęć wieczornych, a zwłaszcza za dzielne uczestnictwo w prezentacjach filmowych, zdając sobie sprawę z faktu, że nie wszyscy mają podobny gust. Ale to już za nami, ważne, żeby na przyszłość wyciągać odpowiednie wnioski.

Zapraszam do obejrzenia filmowej relacji z naszego pobytu. Wstępna wersja była już prezentowana podczas ostatniego spotkania, ta poniżej ma nową ścieżkę dźwiękową i jest skrócona, tak, aby nie stwarzać problemów technicznych podczas odtwarzania.

 

Zakup sprzętu narciarskiego – 25 luty 2018

Korona (Psie Pole), sklep sportowy – po kilku minutach latania pomiędzy regałami znajduję umęczonego swoją tutaj obecnością sprzedawcę, pytając o … smary narciarskie. Ten, bardzo zdziwiony, rozglądając się w sferze sufitowych instalacji oświetleniowych, odpowiada, że nie wie, czy coś takiego jest. Zapytany o kijki do narciarstwa biegowego, oświadcza, że to za późno, bo mamy już drugą połowę lutego i czas na sprzęt do plażowania i innych ciepłych raczej form rekreacji. Dla nas pełna żenada. Hasła reklamowe tej firmy przeczą smutnej rzeczywistości.

Jedziemy dalej, tym razem nieco mniejszy sklep. Szukamy nart sportowych, dla zaawansowanego narciarza, o długości powyżej 180 cm. Takich akurat brak, tak w ogóle są, ale zdecydowanie krótsze. OK, pytamy o buty o podobnej klasie, coś tam jest, ale z rozmiarówką duże problemy i nic w tym sezonie już nie wyciśniemy. Nie wiemy, czy to brak chęci, czy tylko niemoc lub brak woli właściciela lub jego pracownika. Nie bardzo kumam na czym to polega, ale jadę dalej. I dalej. W międzyczasie szukam możliwości zakupów w Internecie. Odrzucam te firmy, które wymuszają płatność kartą – to zwykli oszuści, o czym sygnalizują wyraźnie zaniżone ceny. W kilku innych brak długości, realizacja za 2 tygodnie. A zatem dalszy ciąg „imposybilizmu”. Wreszcie trafiam na ulicę Wyścigową 48 we Wrocławiu. Niedzielne przedpołudnie, zwalniam przed dojazdem do parkingu firmy BERGSPORT UNO, jestem niemal „wyłapany” przez uśmiechniętych, miłych i zapraszających „śnieżnych kolesiów”, o czym świadczy ich odzieżowy dress-code. To są pierwsze, konkretne argumenty do zawarcia znajomości, bo jest wyraźny przekaz, że zależy im na nas i naszej wizycie w sklepie. Co ważne, w kolejnym budynku (jadąc dalej w stronę miasta), jest sklep z podobnym asortymentem, co stwarza wrażenie, że jest to placówka pod tym samym szyldem.
Nie jest! To konkurencja firmy Bergsport, której nie znam i nie będę się zajmował jej promocją.

Po wejściu do sklepu w asyście mojego opiekuna i przedstawieniu jemu zakresu mojego zainteresowania, jestem zaproszony na I piętro, gdzie znajduje się bardzo bogaty asortyment narciarski. Po chwili, uściślając cel mojej wizyty stoję przed wybraną parą nart, wysłuchując rzetelnie dobranych informacji na ich temat, wyrażonych bardzo precyzyjnym językiem, bez zbędnych popisów oratorskich. Samo sedno. W zasadzie nie ma przestrzeni na bezsensowne dyskusje, obaj wiemy o co nam chodzi. On, jako sprzedawca jest pewien proponowanej opcji, ja zaś, jako klient z konkretną potrzebą wiem, że propozycja ta ma swój sens.

Odkładamy narty na stojak, widząc bardzo rozległy regał z butami. Uznałem, iż jest to bardzo dobra okazja do ewentualnego rozpoznania, tym bardziej, że firma proponuje pomoc w dostosowaniu butów do kształtu stopy. W dodatku znajduję konkretny model, konkretnego producenta, jest też mój – chyba niezbyt typowy rozmiar. Teraz zaczyna się profesjonalna obsługa! Przymierzam buty, zapinam je, przechadzam się w nich kilkanaście minut. Po ich zdjęciu zaznaczony jest każdy zaczerwieniony punkt na moich stopach, odciśnięty przez but, aby w następstwie tego nałożyć na ten punkt samoprzylepny pierścień korygujący. Jest to precyzyjny proces, mający na celu rozepchać wkładkę buta wszędzie tam, gdzie pojawiają się deformacje stopy, czyli wypukłości, odciski, itp. Rozgrzana w specjalnym urządzeniu wkładka wewnętrzna buta, do której wkładamy wcześniej skorygowaną nalepionymi pierścieniami stopę, zostaje zapamiętana, co jest znakomitym rozwiązaniem zapobiegającym ewentualnym cierpieniom podczas jazdy na nartach. Teraz następuje utrwalenie kształtu buta, podczas którego nakładana jest na moje buty plastikowa chłodziarka, a wszystko to dzieje się na specjalnej platformie, narzucającej zachowanie pozycji zjazdowej, właściwej do mojego nartowania. Zabieg ten trwa  8 minut, kończy się schłodzeniem butów i ponowną ich przymiarką. Po godzinnym pobycie w sklepie, wychodzimy w pełni usatysfakcjonowani, zadowoleni z zakupów, odprowadzeni do auta, zaproszeni do kolejnego spotkania.

Jak to się ma do zakupów via Internet, czy w sklepach sieciowych, zatrudniających tzw. niezorientowanych „kapeluszy”? Owszem, spotkałem się z tą metodą obsługi w Austrii, Szwajcarii, jednak sądzę, że w naszym kraju nie jest to powszechnie praktykowane. Dlatego też sklep BERGSPORT zapisuje się w moim rankingu bardzo profesjonalnie.

Moja retrospekcja, konieczna w tym miejscu – w listopadzie 1979 roku miałem zaszczyt być uczestnikiem międzynarodowego kursu dla trenerów i instruktorów narciarstwa alpejskiego w ośrodku „Bundessport Kitzteinhorn” , zorganizowanego przez Ministerstwo Nauki i Sztuki w Austrii. Jednym z punktów realizowanego
tam programu była wizyta u producenta nart ATOMIC, podczas której zaproponowano nam zakup najnowszej serii nart „Carbo-Bionic”. Naszym doradcą technicznym był sam Toni Seiler (trzykrotny mistrz olimpijski i wielokrotny złoty medalista mistrzostw świata), kapitan naszego kursu, prezentujący nam sposoby badania istotnych parametrów fizycznych nart. Fakt ten, głęboko zapamiętany, wrócił do mnie podczas mojej wizyty w „BERGSPORT UNO”, zwracając uwagę na zaangażowanie personelu w doradztwie i bardzo rzetelnej obsłudze swoich klientów. Przy okazji dostrzegam dość bogaty asortyment odzieży narciarskiej z kolekcji naszego nieżyjącego już mistrza Seilera.

Poczułem się jak 39 lat temu. To już historia, piękna zresztą! Miała ona dalszy, nieoczekiwany dla mnie ciąg. Mianowicie, właścicielką sklepu okazuje się wnuczka naszej nauczycielki z wrocławskiej AWF, wykładającej historię kultury fizycznej (I semestr studiów). Miłe to zderzenie dzisiejszej rzeczywistości z czasami, które wywołują sympatyczne i sentymentalne wspomnienia.

Moje doświadczenie z firmą BERGSPORT sprawia chęć jej promowania. Bo warto!
Wszystkich zainteresowanych sprzętem do biegania na nartach, zjazdów i snowboardu, zakupem odzieży dla tych form sportu i rekreacji będę zachęcał do odwiedzenia tej firmy. Zajmą się Wami prawdziwi fachowcy, czujący i znający specyfikę Waszych potrzeb. To bardzo ważne, szczególnie tam, gdzie wydajemy niemałe pieniądze, nie spadające z nieba, jak przysłowiowa manna. Zapamiętajmy: BERGSPORT we Wrocławiu, przy ul. Wyścigowej 48!
Panie Tomku, dziękuję za Pana profesjonalizm i przychylność!

Nowe miejsce do nartowania – Machnice – 22 luty 2018

Zima nas nie rozpieszcza, szczególnie na nizinach, gdzie śnieg naturalny staje się prawdziwym rarytasem. Chcąc poćwiczyć na nartach, musimy pokonać dość znaczny dystans, aby dostać się na górskie stoki. W tygodniu przepełnionym zajęciami nie mamy na to czasu, zaś podczas weekendowych lub świątecznych dni musimy liczyć się ze staniem w kolejkach, co psuje nam zabawę, narażając na utratę czasu i przyjemności szusowania.
Są jednak sposoby, aby stworzyć choćby namiastkę naturalnych warunków do uprawiania sportów zimowych. Nowym miejscem jest stworzony rok temu resort “Snow & Ski Machnice”, położony niedaleko Trzebnicy w województwie dolnośląskim.

Urocze miejsce, z dala od zabudowań, wokół malownicze pagórki, łąki, kilka stawów hodowlanych. Na jednym z bardziej okazałych pagórków biała pokrywa, usypana przez kilka armatek śnieżnych, wyciąg talerzykowy, taśma dla początkujących, lampy oświetlające całość, przedłużając czas korzystania z tej enklawy zimowej. Prowadzi do niej dobrze przygotowana droga jednokierunkowa, rozpoczynając się od drogowskazu w centrum wsi Machnice, stanowiącego dwie narty ustawione w kierunku stoku. Po kilkuset metrach docieramy do utwardzonego i oświetlonego parkingu, skąd już bez przeszkód docieramy do kasy biletowej, baru i wypożyczalni sprzętu.

 

Bilety nie są drogie, za 2 godziny jeżdżenia płacimy 30 zł. Zważając na niewielką ilość korzystających (może brak skutecznej akcji promującej to miejsce?), można jeździć niemal
” na okrągło”. Stok główny przy wyciągu talerzykowym ma ok. 230-240 metrów. Podłoże jest starannie przygotowane, stacja jest wyposażona w ratrak “Pisten Bully”. Kąt nachylenia pozwala na bezpieczną jazdę początkującym, wprawni narciarze mogą również doskonalić swoją technikę. Na miejscu są obecni instruktorzy, a zatem ich fachowa opieka pozwala na efektywniejsze wykorzystanie czasu ćwiczeń.

   

Właścicielowi tej miejscówki należą się serdeczne gratulacje. Wszystko jest starannie zorganizowane, obsługa sprawna i uprzejma, inwestor obecny codziennie, zainteresowany wysokim poziomem świadczonych usług.
Zainteresowany miejscem, dotarłem tam po raz pierwszy we wtorek 20 lutego, kupując karnet w godzinach 13:00-15:00. W kolejnym dniu, w środę 21 lutego pojechałem wieczorem, aby sprawdzić warunki jazdy wieczornej. W godzinach 18:00-20:00 udało mi się zjechać 52 razy, czyli pokonać dystans ok. 12 km. To całkiem sporo, jak na taką niewielką górkę. Moje testy zakończyłem w czwartek, jeżdżąc w godz. 12:00-13:00. Pełne słońce, niewielki mrozik, bardzo sympatyczni i uśmiechnięci narciarze i snowboardziści w wieku od 4 do 72 lat (pytałem). Nic dodać, nic ująć.
Podsumowanie mojego nartowania jest całkiem imponujące, łącznie przejechałem ok. 35 km, co traktuję jako bardzo dobre przygotowanie do czekającego mnie wkrótce nartowania na prawdziwych trasach Hochpustertalu.

Na koniec krótki filmik będący ilustracją panującego tam klimatu:

Czy jest szansa na popularyzację nartorolek w naszych warunkach?

Marek Stasiak: Oczywiście, że tak. I nie wymaga to nadzwyczajnej sprawności, jak myśli większość ludzi z którymi rozmawiam na ten temat. To tak, jak z jazdą na rowerze – nie musimy kojarzyć ją z kolarstwem wyczynowym. Na rowerze potrafią jeździć zarówno małe dzieci, jak i osoby bardzo już dojrzałe. I nie wymaga to wcale cyrkowej sprawności.
Podobnie jest z jazdą na nartorolkach. Opanowanie podstawowych technik zajmuje nam niewiele czasu, cała reszta zależy od systematyczności i własnych potrzeb doskonalenia sprawności ćwiczącego. Najważniejsze jest jednak to, że podczas ćwiczeń angażujemy – bez wyjątku – wszystkie mięśnie. Posługując się kijkami, aktywizujemy dodatkowo obie kończyny górne, aktywizując cały aparat mięśniowy górnej części ciała. Aktywny jest „cały człowiek”, gdyż oprócz samej motoryki doskonalimy również równowagę, rozwijamy naszą wytrzymałość oraz poprawiamy wydolność organizmu. To jest świetny sposób na aktywny wypoczynek, tym bardziej, jeśli robimy to w grupie podobnych sobie osób.
Wokół nas jest coraz więcej ścieżek rekreacyjnych, rowerowych, alejek parkowych, deptaków. Wszędzie tam możemy – zwracając oczywiście uwagę na innych użytkowników (rowerzystów, rolkarzy, spacerowiczów) – smakować przyjemności jazdy na nartorolkach.
Dlatego namawiam do uczestnictwa w zajęciach zorganizowanych, pod fachowym nadzorem trenera zwracającego uwagę na bezpieczeństwo, odpowiedni do sprawności zakres ćwiczeń, poprawne obciążenia, itd.

dzieci 2

Widzę dla nas ogromną przestrzeń w procesie popularyzacji „nordic skating”, porównywalną do tej, której poświęciłem ponad 20 lat swojego życia zawodowego, związanego z narciarstwem alpejskim.

Skąd się wzięła nasza fascynacja nartorolkami?

Marek Stasiak: To jest dość długa historia, sięgająca lat siedemdziesiątych. Jako asystent docenta Bronisława Haczkiewicza, mojego nauczyciela i wieloletniego szefa Zakładu Sportów Zimowych na wrocławskiej AWF, angażowany byłem do pracy w realizowaniu sprawdzianów letnich dla kadry narodowej biegaczy narciarskich, dwuboistów i biathlonistów. Działo się to między innymi na pionierskich wówczas, asfaltowych trasach biegowych w Sokołowsku i w okolicach Dusznik Zdroju, ściślej na Jamrozowej Polanie. Już wtedy nartorolki służyły zawodnikom do wykonywania treningów imitacyjnych, co było – podobnie jak dziś – nieodłącznym środkiem treningowym każdego narciarskiego biegacza. Pamiętam starty nartorolkowe z udziałem Józefa Łuszczka, Jana Staszela i wielu innych znakomitych zawodniczek i zawodników.
Będąc pod wielkim wrażeniem treningów i zawodów nartorolkowych, wykorzystałem liczne okazje, aby spróbować swoich sił, w końcu nauczyłem się jazdy na nartorolkach, co do dziś jest niebywałą moją frajdą.
Wspomnę również, że miałem przyjemność trenować jazdę na nartorolkach zjazdowych, o nieco odmiennej konstrukcji, niż te do jazdy po asfalcie, z jednakową przyjemnością i wielkim pożytkiem dla moich umiejętności technicznych, szczególnie przydatnych w skrętach ciętych, czyli wykonywanych na krawędziach, bez ześlizgów, przydatnych głównie w jeździe sportowej.
Dziś, po latach, przyznaję, że jednak używanie nartorolek biegowych daje dużo większą swobodę i przyjemność, choćby nawet przez wzgląd na nieograniczanie się do korzystania z jednego miejsca ćwiczeń, wyznaczonego przez wyciąg narciarski.

zawody rolkowe